piątek, 1 stycznia 2016

Od Gwiazdy - Konkurs 1

Opowiem wam dziś, jak spędziłam moją wigilię.
~~~~~*~~~~~
- Gwiazda! - usłyszałam krzyk i nim się zorientowałam, dostałam uderzona grubym kijem.
Zaskomlałam. To bardzo bolało.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie wolno ci podjadać naszego jedzenia! - krzyczał mój właściciel, po czym ponownie uderzył mnie kijem. Zawyłam.
- Cicho!
Był 24-ty grudnia. Wigilia. Kolejne święta zapewne będą spędzone w tym okropnym domu. Tutaj ciągle mnie bili, znęcali się nade mną, głodzili. Mój właściciel, pan Ryszard, był wysokim brunetem z małą kozią brudką. Był bardzo bogaty, a mnie miał tylko po to, by móc się chwalić, że ma rasowego dalmatyńczyka i by mieć nad kim się znęcać. Do jedzenia dostawałam tylko to, co już się zepsuło, a pan Ryszard nie chciał tego jeść. Codziennie bito mnie grubym kijem. Mój właściciel nie pracował, ale często misiał wychodzić na jakieś spotkania. Dziś, momi wigilii musiał być na jednym z nich. Wyszedł, a na pożegnanie uderzył mnie kijem. Pół godziny później zorientowałam się, że nie zamknął za sobą drzwi! Wreszcie mogłam uciec z tego potwornego miejsca! Wybiegłam szybko z domu. Wciągnęłam świeże, zimowe powietrze w płuca. Byłam wolna! To najpiękniejszy gwiazdkowy prezent! Zaczęłam biegać, tarzać się w śniegu, czyli po prostu robić to, czego nigdy do tąd nie mogłam, bawić. Pomimo, iż teraz zostałam bez dachu nad głową, czułam się bardzo szczęśliwa. Mieszkanie na ulicy, bycie bezpańskim psem nie było zbyt przyjemne, ale uważałam, że lepsze to, niż życie u niego. Poszłam poszukać jedzenia. Zaczęłam grzebać w śmietniku. Pomyślałam, jednak, że pod restauracją zawsze można coś znaleźć. Pobiegłam do pobliskiego baru. Nie zawiodłam się. Właśnie jakiś pan wyrzucał porcje naleśników, bo jakiemuś dziecku nie smakowały. Błyskawicznie porwałam naleśniki. Zjadłam je szybko. Tak dawno nie jadłam normalnego jedzenia! Do tej pory moja codzienna dieta składała się ze spleśniałego jedzenia. Nagle ktoś zawołał:
- Dalmatyńczyk! Ma obrożę! Trzeba go oddać właścicielowi!
Mężczyzna gdzieś zadzwonił. Zaczęłam uciekać. Biegłam najszybciej jak potrafiłam. Po jakimś czasie udało mi się ich zgubić. Odetchnęłam z ulgą. No tak, obroża. Zapomniałam o niej. Zaczęłam się mocować, ale była ona bardzo mocna. W końcu udało mi się ją zdjąć. Przypomniałam sobie, że przecież mój pan będzie mnie szukać! Musiałam więc uciekać z miasta. Tylko gdzie? Wpadłam na pewien pomysł. Ucieknę do lasu! Tam nikt nie będzie mnie szukać. Popędziłam ile sił w nogach w stronę lasu. Wiedziałam, że czeka tam wiele niebezpieczeństw, ale wolałam życie dzikiego psa. Przekroczyłam próg lasu. Szłam ścieżką, która po chwili zaczęła zanikać. Wędrowałam w kompletnej dziczy. Co chwilę dało się słyszeć różne odgłosy. Muszę przyznać, bałam się. Pierwszy raz byłam w tym lesie. Nie wiedziałam co może mnie tu spotkać. Bałam się. Jeszcze nie zapadł zmrok. Było popołudnie, koło godziny 15:00. Nagle usłyszałam za sobą kroki. Momentalnie odwróciłam się i ujrzałam... wilka! Chciałam uciekać, ale wilk, a raczej wilczyca, zatrzymała mnie.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię - powiedziała łagodnie. - Co robisz w środku lasu?
Westchnęłam. Opowiedziałam jej swoją historię.
- Hmmm... to przykre. Nikt nie powinien spędzać wigilii samotnie. W naszym stadzie właśnie przygotowywujemy się do wigilijnej kolacji. Chodź ze mną! - krzyknęła radośnie. - A, zapomniałabym. Jestem Zay.
- Ja mam na imię Gwiazda.
- Miło mi cię poznać.
Uśmiechnęłam się. Ruszyłam wraz z Zay do jej stada. Gdy doszliśmy do tego miejsca zaniemówiłam. Nikt nie chciał mnie uderzyć czy ugryźć. Wszyscy byli bardzo mili. Zaprosili mnie do wspólnego malowania ozdób na choinkę, takich jak szyszki, zasuszone kwiaty, różne kryształki itp. Później, gdy ozdoby były gotowe, zaczęliśmy stroić choinkę. Gdy skończyliśmy drzewko lśniło mnóstwem barw. Zasiedliśmy do wigilijnej wieczerzy. Złożyliśmy sobie nawzajem życzenia, zjedliśmy potrawy, śpiewaliśmy kolędy. To było piękne! Najlepsza wigilia w moim życiu! Pierwszy raz najadłam się do syta! Potem przyszła pora na rozdawanie prezentów. Wilk w czapce Mikołaja rozdawał prezenty. Nagle usłyszałam swoje imię. Widać w tej watasze jest jakaś Gwiazda. Bardzo się zdziwiłam, bo wilk podszedł do mnie i wręczył mi małą paczuszkę. Wszyscy spojrzeli na mnie z uśmiechem. Ale nie był to taki uśmiech jak widywałam zazwyczaj u mojego właściciela, czyli chytry i złośliwy. Na ich pyszczkach jaśniał pogodny uśmiech. Otworzyłam swój prezent. Zobaczyłam niewielki naszyjnik z małym granatowym kryształkiem. Specjalny dla psa. Okropnie się wzruszyłam. Do oczu napłynęły mi łzy.
- Nie podoba ci się? - spytała Zay.
- Ależ oczywiście, że mi się podoba! To najwspanialszy prezent na świecie! - krzyknęłam.
Zay uśmiechnęła się. Wszyscy zaczęliśmy śpiewać kolędy. To była najpiękniejsza wigilia w moim życiu! Nie wiedziałam, że ktoś może okazać mi tyle dobroci. Resztę wieczoru spędziliśmy na wspólnej rozmowie.
- Naprawdę już jutro musisz wyruszyć w dalszą drogę? - zapytała smutno Zay.
- Niestety tak. Nie mogę tu zostać - odparłam.
- Dobrze, ale obiecaj, że jeszcze nas kiedyś odwiedzisz.
- Obiecuję.
~~~~~*~~~~~
Tak właśnie wyglądała moja najpiękniejsza w dotychczasowym życiu wigilia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz