Obudziłam się około pierwszej w nocy. Było mi strasznie zimno, zresztą nie dziwie się, w końcu śpię pod drzewem, pada śnieg i jest chyba minus pięć stopni... normalnie jak z bajki!
Ile ja bym dała, żeby móc położyć się koło Kavaj'a... przytulić się do niego... no tak, to tylko moje marzenia. Tak jak wczoraj rano, otrzepałam się ze śniegu i znów udałam się nad góry ryzyka.
Kiedy tak szłam, rozmyślałam, co by było, gdybym tak nagle... skoczyła? Praktycznie nikogo by to nie obchodziło. Więc czemu by tak nie zrobić? Nie... to bez sensu, może kiedyś, znajdę tego jedynego, zapomnę o Kavaj'u? Albo zostanę starą waderą, gdy on na starość będzie ze swoją partnerką? Będą mieć szczeniaki, a później jakiś szczeniak znów zostanie Alfą? A ja będę tak stara i umrę? A może jednak powiem Kavaj'owi, co do niego czuję? Prędzej czy później, wyjdzie to na jaw... ale jeszcze nie teraz.
Nagle poczułam straszny ból... leżałam zwinięta w kulkę, na lodzie zasypanym śniegiem, którego wcześniej nie zauważyłam. Nie byłam co do tego pewna, ale chyba złamałam łapę... chciałam wstać, jednak niezbyt mi się to udawało, ponieważ z każdą nieudaną próbą lądowałam na ziemi, czując coraz większy ból. Nie zostało mi nic innego, jak doczołgać się w spokojnie miejsce, gdzie nie ma aż takiej wielkiej śnieżycy.
Nareszcie, udało mi się to uczynić. Moje oddechy były szybkie, a zarazem krótkie. Ból nasilał się coraz bardziej. Zaczęłam cicho skomleć...
<Kavaj?> Jakoś tak, mam nagły przypływ weny. xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz