Ziewnęłam i przeciągnęłam się. I dopiero po chwili zorientowałam się gdzie zasnęłam. Oczywiście, na plaży. A zwłaszcza że był przypływ. Morze znajdowało się blisko mnie. Gwałtowanie się podniosłam i otrzepałam się z piasku. Plaża podczas przypływu zmniejszyła pod względem swojej suchej części. Był wczesny ranek. Pogada bez zmian. Pełno chmur i mroźno. Od strony morza okrutnie wiało. Postanowiłam wrócić do jaskini. Jednak za nim to zrobiłam. Usłyszałam piski. Postawiłam uszy. Jakby takie znajome. Hałas dochodził spoza wydmy, krzaki. Bez wahania tam ruszyłam. W gęstwinie, kłujących i suchych krzakach znalazłam małą włochotą kulkę, brązowo- czekoladową i drugą o takim samym umaszczeniu. Przypominały mi Kelpie. Nowonarodzone szczeniaki. Bez matki. W miejscu wyraźnie można było dostrzec wyraźną woń. Krew. Rozszerzyłam oczy ze strachu. Nie zamierzyłam wnikać w szczegóły, I na pewno nie chcę niczego odkrywać. Wzięłam szczeniaki w pysk i zabrałam do jaskini. Nie wiedziałam za bardzo co z nimi zrobić. W sforze nie ma opiekunek do szczeniąt, a mieście nie znajduje się żadne schronisko. Och, nie pozostaje mi nic innego. Zaopiekuję się nimi, może i był to szalony pomysł. Ale wewnętrze czułam taką potrzebę. I cos mi się przypomniało... Czy to nie o tym wspominała babcia.
Koniec
+
Jutro wyślę formy szczeniaczków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz