Obudziłam się...
Leżałam jak zwykle pod drzewem. Wyglądałam jak pudel, iż śnieg całą mnie zasypał... wstałam, po czym otrzepałam się.
Nie miałam ochoty nic jeść... najlepiej by było, gdybym zdechła i tyle. Skoro i tak nie mam co robić, postanowiłam wybrać się nad góry ryzyka...
Kiedy doszłam już na miejsce, usłyszałam cichy stukot kopyt... karibu! Tak, nie byłam głodna, ale bardzo lubiłam polować, zresztą mogę sobie coś tam zjeść, a resztę zrzucić z klifu.
Mój nos zbliżył się do ziemi... w końcu znalazłam trop. Zaczęłam biec w stronę zwierzyny. Kto by pomyślał, że moja zdobycz jakże spokojnie pasie się na łące? Schowałam się za krzakiem czekając na odpowiedni moment. Zamknęłam oczy i skoczyłam...
Wylądowałam na ziemi... otworzyłam swe ślepia i zaczęłam dokładnie się rozglądać... nawet nie zauważyłam, że leżał na mnie jakiś basior.
- Złaź ze mnie! - warknęłam, zrzucając z siebie psa.
<Kavaj?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz