Siedziałam w rogu klatki. Khalia nadal próbowała rozwalić pręty.
- To nic nie da. Trzeba wymyślić coś innego... - powiedziałam.
Po chwili drzwi garażu otworzyły się. Wszedł ten sam mężczyzna który nas porwał.
- Pora nauczyć pieski kilku sztuczek. Przecież nikt nie kupi psów które nie umieją chodzić przy nodze - mówił z udawaną słodyczą w głosie.
Khalia warknęła na niego, ale on się tym zupełnie nie przejął. Zabrał nas do innego pomieszczenia. Kazal nam wykonywać różne sztuczki. Nie słuchałyśmy go.
- Cóż... widać po dobroci się nie da - powiedział i na chwilę wyszedł z pokoju.
Po pięciu minutach wrócił z grubym kijem w ręku. Zadrżałan. Przypomniało mi się moje życie zanim uciekłam... Mężczyzna uderzył Khalie kijem. Tak nie może być! Nikt nie będzie bił mojej przyjaciółki! Skoczyłam na niego. Chwilę się z nim szarpałam, ale po jakimś czasie zrzucił mnie z siebie i uderzył okropnie mocno tym kijem. Zawyłam.
<Khalia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz